Mama wrażenie, że opanował mnie świąteczny galop.
Przelotki na mieście dotyczyły świątecznych gadżetów a internety przelatywałam w poszukiwaniu świątecznych inspiracji.
W pracy jestem odpowiedzialna za dekoracje a staram się co roku skonstruować coś nowego:)
Szaleństwo zakupów całkowite.
No i jeszcze prezenty.....
Z okazji świąt ludzie zaczynają mówić ludzkim głosem, pomagają staruszkom w autobusie życząc im wesołych świąt - osobiście byłam świadkiem:)))
Z niefajnych rzeczy znowu musiałam odwiedzić sąd, nie jest to dla mnie miłe doświadczenie a niestety biorę udział w sprawie, z gatunku tych ,które kojarzą mi się tylko z programami w telewizji.
Sprawa ta zżera całkowicie moje nerwy i drugie niestety: jej końca na razie nie widać:(
Przy okazji świątecznych zakupów lalkowy los okazał się być łaskawy, co jakiś czas wpadał do torby jakiś plastik z fajna buzią.
A upolować półtorej Betki w jednym tygodniu to już malutki farcik.
Piszę półtorej, gdyż jedna głowa osadzona była na pożyczonym ciele jakiejś Barbie.
Lokowatą pannę zawinęłam spod ręki innej pani, obie wyciągnęłyśmy dłonie w jednym kierunku - Ha moja była szybsza:))
Znalazłam tez sobie takiego kolorowego regionalnego cudaczka.
Cały czas czeka na sesję duża pyza Lissi Batz .
I cudowna pyzka od Franklina nazwana Melką ze względu na podobieństwo do mojej córy.
A na koniec szczegółowo o lalce przytachanej z wyjazdu. Jak zawsze kiedy gdzieś jadę to zwiedzam okoliczne lumpy.
W jednym z nich pani czesała a właściwie wyszarpywała włosy uroczej blondynce. Włosy w stanie : kołtun totalny - o ła pomyślałam sobie.
Lalkę zakupiłam oczywiście, włosy wymoczyłam. Pięknie się wyczesały:))
Oto Roszpunka ze swoim zielonym przyjacielem:)
Miała na sobie oryginalną kieckę,ale jakoś nie przepadam za tymi księżniczkowymi tiulami.