poniedziałek, 27 października 2014

Nowy żółwik i listonoszka

Tak jak pisałam w poprzednim poście po powrocie do domu czekała mnie miła lalkowa niespodzianka. Moja ulubiona pani przez cały tydzień pamiętała o mnie:) (chwałą jej za to)

Po moim wejściu do sklepu powiedziała, że ma dla mnie lalkę chyba starą o takiej strasznawej twarzy. Nie wiedziałam czego się spodziewać : potworka, lalki z minką - często ludzi przerażają, klauna - ja się ich boję....
A miła pani wyciąga taki buziak...


Jak zobaczyłam te oczka to pomyślałam, że wygląda na lalkę  z żółwiem . Pomacawszy ją z wszystkich stron pod karkiem ukazała się sygnatura Schildkrote.


Lalka była  brudna, nic tylko umyć i się cieszyć.

Tułów i nogi wykonane są z celuloidu a reszta z gumy. Na wyposażeniu posiada ona płaczącego piszczka na plecach - zapewne ma to być płacz, ale jak to mój mąż mówi "chyba duszenie kota raczej":)
Kończyny i głowa umocowane są na gumkach. Niestety gumowe części się odbarwiły.
Poprzedni właściciel darował jej koraliki, które jej zostawiłam.


Niestety zdjęcia nie wyszły najlepiej, ponuro na dworze i szaro w domu. Dodatkowo moja córa postanowiła mi asystować  robiąc plamy cienia - zauważyłam dopiero na ekranie komputera.



Otrzymała ode mnie sukienkę. Przymierzyła też butki typu trampki, ale niezbyt pasują do reszty, więc będzie musiała biegać boso.







Jest troszkę podobna do mojej innej żółwikowej pyzy.


Prawie jak siostry:)


 Żeby ubarwić szarość  dnia przypałętała się dzisiaj do mnie laleczka wzorowana na kokeshi - to momiji. Są to laleczki wydawane w różnych seriach, pełnią funkcję dostarczycieli wiadomości.



Posiadają schowek na karteczkę ,na której piszemy do kogo i co tam chcemy - byle miło:)
(moja posiada oryginalną karteczkę)


A więc życzę wszystkim ciepłej, miłej, słonecznej i jak najmniej depresyjnej jesieni:)


sobota, 25 października 2014

Olaboga

Nareszcie w domu...
Po służbowym wyjeździe powróciłam do domu. 
Zapakowałam torbę lalek z zamiarem pstrykania zdjęć na spacerach i ewentualnym umieszczeniu ich wieczorami w internecie.
Niestety....

Po pierwsze: zimno i kostniejące ręce skutecznie odbierały przyjemność i chęć do pstrykania:(
Po drugie brak internetu a nawet zasięgu sieci komórkowej:( Zasięg do gadania miałam jak wyszłam na balkon i przy trzecim śmietniku po prawej stronie od recepcji...

Żeby nie było, że gderam to widoki były piękne....


Grzybów mnóstwo zwłaszcza takich....


Uczciwie przyznam, że i jadalnych było pod dostatkiem i ludzie wiaderkami podgrzybki nosili:)

Moi podopieczni byli bardzo zadowoleni z wczasów, ja pomimo zmęczenia także, choć lalkowych zdjęć nie porobiłam zbytnio.

Zapakowałam niepublikowane jeszcze panny....






Przy zdjęciu na pomoście prawie straciłam lalki.
Polazł za mną kot rasy dachowiec pospolity. Kot ośrodkowy łaszący się do turystów, którzy mu jedzonko rzucali. Łasił się zwierzak i domagał uwagi. Lalki uznał za podarowane zabawki i pacnął je łapą...
Wrzasnęłam pod adresem kota niepochlebnym epitetem, obraził się i poszedł...






W końcu zmęczona i zasmarkana jestem w domu....
Sprawdziłam stan mojej panny kupionej jakieś dwa tygodnie temu...


Jest to lalka Brigitte Leman.
Lalkę jej autorstwa miała umieszczoną na lalkowej liście życzeń.
O samej autorce i jej lalkach można przeczytać na blogu Zatrzymać Czas.
Czytając o tych lalkach natknęłam się na informację od autorki, która przestrzega przed kupowaniem ich podrobionych egzemplarzy. Są one bardzo podobne do pierwowzoru i nawet oznaczone sygnaturą:(

Bardzo podobają mi się jej lalki ze współpracy z Schildkrot. Ten maluch pochodzi jeszcze z czasów Max Zapf.
Mój nabytek kosztował całe 5 złotych i jest pokrzywdzony przez los.


Policzek zdobi ogromny siniak. Regularnie smarowany przez tydzień benzacne, potem zostawiony na tydzień z powodu wyjazdu- tylko zbladł.Może gdyby było trochę więcej słońca...


W każdy razie będę dalej stosować kurację....



Lalka posiada miękki  tułów z materiału a reszta części wykonana jest chyba z winylu. Włosy - peruka , przyklejone są do głowy. Wstawione oczka okolone są rzęskami.








Sprawia pocieszne wrażenie:)

Po powrocie do domu najpierw zahaczyłam o SH (mąż nazwał to uzależnieniem) i tam czekały miłe niespodzianki na mnie:)

A teraz lecę odwiedzać znajome blogi:)



sobota, 11 października 2014

Garść lalek w stylu regionalnym

Bardzo dziękuję za ostatnie odwiedziny i komentarze.

Niestety znowu post na szybcika. Mam wrażenie, że albo doba staje się krótsza, albo ja jestem non stop w pracy. Chyba raczej to ostatnie.

W naszych graciarniach można znaleźć niezły lalkowy miks i taki sam u mnie na półkach.:)

Ostatnio zawitała w moje progi grupka lalek w stylu regionalnym....

Zagościł u mnie mały traper od Carlson dolls. Lalki te i firmę bardzo fajnie opisała Simran na swoim blogu: http://simran1pl.blogspot.com/2014/09/kolejne-indianki-carlson-dolls.html
Przytakuję jej słowom, iż szkoda, że  firma produkująca jakościowo fajne wyroby musiała ustąpić pola chińskiej taśmówce:(






Chciałam zrobić kilka zdjęć w plenerze, ale pogoda popsuła mi szyki i szybko wygnała do ciepłego wnętrza:(



Druga lalka to Hiszpanka pochodząca  od Marin Chiclana. Bardzo podobają mi się te lalki ze względu na jakość, detale i wykonanie.
Jest ona troszkę inna od lalek, które mam w zbiorkach. Posiada inna podstawę i karteczkę od producenta.







Ostatnia laleczka jest ciekawa.....

Zupełnie nie wiem do czego ją przypiąć. Najpierw myślałam o Meksyku, ale hafty mi niezbyt pasują. Może Hiszpania, kraje bałkańskie? Zupełnie nie mam pomysłu. A może to po prostu taki misz masz?

Lalka posiada ręcznie szyty korpus i ręcznie dołączone do niego gumowe części.




Na niteczkę doszyte koralikowe kolczyki....

Ramiona i nogi zamocowane na drucik zapętlony guzikiem( mogą się obracać)...



Stopy odlane z sandałami....


Włosy wstawione dość oszczędnie....


Kiedyś miała coś zamontowanego do łapki...



Szyja opleciona koralikami....





Do mojego stadka dołączyła lalka z listy życzeniowej . Niestety walczę z kilkunastoletnią plamą tuszu na policzku lalki. Mam nadzieję, że zejdzie...i wtedy ją pokażę:)(lalkę oczywiście)